niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 6 - "Nowa szkoła = nowi wrogowie"

     Było mi tak dobrze! Jednak ktoś mocno szarpał mnie za ramię, próbując wyrwać mnie z tego błogiego stanu:
- Mamo jeszcze trochę... - wymamrotałam i mocniej przytuliłam się do poduszki:
- Wstawaj bo się spóźnimy! - Lizz krzyknęła mi do ucha. Poderwałam się i momentalnie wyskoczyłam z łóżka. Wybiegłam z sypialni i wpadłam do łazienki niczym torpeda. Zrobiłam szybko poranną toaletę po czym wróciłam do swojego pokoju. Lizz już w nim nie było. Otworzyłam szafę i omiotłam ja gorączkowym spojrzeniem. Dlaczego nie naszykowałam sobie ciuchów już wczoraj? Wybrałam czerwoną rozkloszowaną spódniczkę i krótki czarny top. Włosy rozczesałam i puściłam luźno na ramiona. Wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta błyszczykiem. Na nogi ubrałam szpilki, zabrałam swoją torebkę i wybiegłam z pokoju. W kuchni czekała na mnie dziewczyna:
- Trzymaj drugie śniadanie.. - podała mi kanapki. Wrzuciłam je do torebki i obie wyszłyśmy do garażu, gdzie wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy do szkoły. Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymujemy się na parkingu szkolnym gdzie panuje niezwykły tłok.
    Razem z Lizz kierujemy się w stronę drzwi wejściowych. Jestem trochę poddenerwowana ale i podekscytowana. Nowa szkoła, nowi ludzie i czysta karta. Będę pracować od nowa na swoja reputację. Poznam nowych ludzi i zaprzyjaźnię się z paroma osobami, ale na pewno nazbieram nowych wrogów. Tak się zamyśliłam, że odłączyłam się od swojej nowej kumpeli. Świetnie, jeszcze mi tego teraz brakowało. Pozwalam się ponieść tłumowi i gdy widzę drzwi z napisem "SEKRETARIAT" odłączam się od tłumu. Sekretarka jest zawalona robotą papierkową. Obrzuca mnie szybkim spojrzeniem:
- Słucham?
- Nazywam się Victoria Justice. Jestem na wymianie uczniowskiej i dzisiaj jest mój pierwszy dzień w tej szkole... - kobieta nabazgrała coś na kartce i podała mi ją:
- Tutaj masz na kartce numer klasy. Czeka tam na ciebie jeden z nauczycieli, który wprowadzi cie w życie szkoły... - bąknęłam podziękowania i wyszłam. Zaczęłam się przeciskać pod prąd w ludzkiej masie. Wreszcie udało mi się odnaleźć odpowiednia salę. Czekała tam na mnie nauczycielka w średnim wieku, ubrana na luzie tak sportowo. Poczułam, że dobrze się z nią dogadam i będzie jedną z moich ulubionych nauczycielek. Przedstawiła się jako Marie Smith. Uczy historii sztuki i prowadzi kółko teatralne. Rozglądam się po klasie i dostrzegam jeszcze dwóch innych uczniów. Przedstawili mi się nieśmiało. Jak się okazało są z Korei.Nauczycielka zapoznaje nas z obowiązkami i zasadami szkoły. Lekcje trwają tutaj do godziny trzeciej. Mamy też do wyboru różne kółka: chór, teatr, sport, gazetka szkolna, kurs prowadzenia debaty, fotografowanie i filmowanie. Kobieta wręcza nam również plan lekcji. Wychodzę z klasy i czuję jak mój mózg zaczyna skwierczeć od nadmiaru informacji. Rzucam okiem na plan i kieruje się w stronę klasy. Korytarz jest opustoszały, więc idę powoli studiując swój plan. Za jakieś pięć minut zadzwoni dzwonek oznajmiając koniec lekcji więc kieruje się w stronę klasy gdzie mam mieć angielski. Nagle z kimś się zderzyłam:
- Przepraszam! - wymamrotałam. Spojrzałam na chłopaka, na którego wpadłam. Dopiero po kilku sekundach mój mózg przypomniał sobie jak zamyka się usta:
- Nic się nie stało. Mam na imię Ryan:
- Victoria... - uśmiechnęłam się delikatnie:
- Jakoś wcześniej cię tu nie widziałem...
- To mój pierwszy dzień tutaj. Jestem nowa...
- Co masz mieć teraz?
- Angielski, a ty?
- Fizykę..
- Och...
- Wiesz, pogadamy potem okey? Znajdziemy się jakoś bo teraz muszę lecieć... - wyminął mnie i ruszył przed siebie:
- Cześć... -wymamrotałam i nie odwracając się za nim ruszyłam pod klasę.
     Część lekcji minęła mi bez komplikacji. Poznałam klasę, z którą mam chodzić na lekcje. Właśnie siedzę w ławce i mam właśnie biologię. Mój nowy nauczyciel od tego przedmiotu nazywa się Christopher Galvin. Robię dokładne notatki. W pewnym momencie, mężczyzna znika za drzwiami prowadzącymi do składzika, by po chwili wrócić z dużym akwarium wypełnionym...żabami? W klasie zapanował chór dziewczęcych jęków i śmiech chłopaków:
- Jako, że sama teoria się wam do niczego nie przyda zabawimy się z żabami! - tym razem chłopacy wydali okrzyk zachwytu. Gdy tylko ucichli jakaś dziewczyna zapytała:
- Profesorze, chyba nie będziemy ich... kroić? - ostatnie słowo przerodziło się w jęk:
- Dokładną anatomię żaby będziemy przerabiać jutro. Dzisiaj rozdam wam je tylko na chwilę byście mogli im się przyjrzeć... - wstawaliśmy pojedynczo i podchodziliśmy do stoiska nauczyciela, skąd wyciągaliśmy żaby. Gdy wyciągnęłam swoją obróciłam się i ruszyłam w stronę swojej ławki. Nagle moja żaba wyrwała się z uścisku i wskoczyła blondynce, która siedziała najbliżej za bluzkę. No cóż, to jest wada dużego dekoltu. Blondynka zaczęła piszczeć i machać chaotycznie rękami. Zafundowałam darmową rozrywkę nowym kolegom:
- Nie stój tak tylko coś zrób do cholery! - wydarła się histerycznie. Spojrzałam błagalnie na nauczyciela, który tak samo jak ja nie wiedział co zrobić:
- Przecież nie włożę ci ręki pod bluzkę!
- Zrobiłaś to specjalnie! - wrzasnęła i wyskoczyła z ławki i zaczęła skakać. Żaba wyleciała spod jej bluzki. Ukucnęłam i złapałam ja szybko by dziewczyna jej nie rozdeptała. Oddałam szybko ją nauczycielowi i usiadłam w ławce. A już myślałam, że obejdzie się bez kompromitacji. Reszta lekcji przebiegła mi na odliczaniu czasu do przerwy. Gdy tylko zadzwonił dzwonek wrzuciłam do torebki zeszyt i piórnik. Wyciągnęłam butelkę wody, odkręciłam ją i ruszyłam w stronę wyjścia. Przede mną szła ta dziewczyna, której moja żaba wskoczyła za koszulkę. Nagle ona się odwróciła, a ktoś za mną mnie szturchnął i cześc wody z butelki chlusnęła na jej twarz. Przez co makijaż zaczął spływać:
- Nienawidzę cię! Ty.. ty!
- Co się dzieje? - nauczyciel do nas podszedł:
- Oblała mnie wodą!
- To był wypadek! Ktoś mnie popchnął gdy chciałam się napić wychodząc do wyjścia! Ona się w tym momencie obróciła i teraz jest tego efekt!
- Za karę zostajesz po lekcjach! Będziesz pomagać woźnemu.. - nabazgrał coś szybko na jakieś kartce i wręczył mi ją... - jęknęłam i wyszłam. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? W tym momencie na korytarzu spotkałam Lizz z jakąś czerwonowłosą dziewczyną:
- Vicky! Tutaj jesteś! Poznaj proszę Arianę, moja przyjaciółkę. Ari to jest Victoria moja nowa przyjaciółka i współlokatorka...
- Hej...
- Co to? - zapytała Ariana, wskazując na kartkę:
- Muszę zostać po lekcjach...
- Za co?! - opowiedziałam im całe zdarzenie z żabą i wodą. Skierowałyśmy się w stronę klasy gdzie miałam następną lekcję. Zostałam pocieszona i obie zdeklarowały się mi pomóc jak tylko woźny przydzieli mi zadanie do wykonania. Pożegnałyśmy się, gdy zadzwonił dzwonek....
     Po lekcjach ruszyłam na poszukiwania woźnego. Zadanie to wydawało mi się zaskakująco łatwe, jednak okazało się trudne. Nie było go w składziku, za szkoła i obeszłam już korytarze szkolne. W pewnym momencie wpadłam na niego przy sekretariacie:
- Dzień Dobry! Właśnie pana szukałam! - podałam mu kartkę. Mężczyzna mruknął coś pod nosem i pomaszerował przed siebie. Wzruszyłam ramionami i podreptałam za nim, niczym wierny pies. Wyciągnął ze składzika wiadro z wodą, dał m szmatę, szczotkę i mopa. I jeszcze jakiś płyn:
- Musisz wyczyścić salkę teatralną... - poinformował mnie i poszedł sobie zostawiając mnie sama z tym wszystkim. Napisałam szybkiego esemesa do Gillies gdzie jestem i co muszę zrobić. Minęła może chwila gdy zza zakrętu wyłonił się Ryan. Na mój widok takiej obładowanej, przystanął i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów:
- Mam karę.. - odpowiedziałam na jego nieme pytanie:
- Masz stać i pozwać z tym wszystkim? - zapytał, uśmiechając się leniwie pod nosem:
- Póki nie przyjdą dziewczyny mi pomóc to wszystko zabrać, będę tu stać i ćwiczyć do najbliższego konkursu pod tytułem "Miss Mopa 2014" - odparłam. Rozśmieszyłam go:
- Z chęcią bym ci pomógł, ale śpieszy mi się trochę... - nie wiedząc co na to powiedzieć, uśmiechnęłam się tylko. Pomachał mi i poszedł przed siebie. Po chwili dziewczyny przyszły i zabrały ode mnie część tego wszystkiego:
- Chłopaki już na nas czekają.. - powiedziała Lizz:
- Kto?
- Avan, Matt i Leon. Za chwilę ich poznasz... - weszłyśmy do pomieszczenia, gdzie na scenie wygłupiała się trójka chłopaków. Gdy podeszłyśmy bliżej zaczęła się prezentacja:
- Chłopcy, poznajcie Victorię - wskazała na mnie - Vicky poznaj proszę od lewej jest Avan..
- Hejka..
- Potem jest Matt.. - chłopak w okularach posłał mi tylko przyjacielski uśmiech - .. a to Leon...
     Sprzątaliśmy już od godziny i końca nie było widać. Myłam właśnie podłogę gdy usłyszałam jak Matt kłóci się z Arianą:
- Daj mi ten telefon! - krzyczała goniąc chłopaka. Oderwałam wzrok od podłogi, którą myłam i  przyjrzałam się całemu zajściu:
- Nie!
- Daj mi!
- Niech się zastanowię.... Nie!
- Daj mi mówię! Której części "daj mi" nie rozumiesz?! - Matt przebiegał właśnie bok mnie, kiedy przez przypadek wystawiłam stopę, o którą się potknął. Czerwonowłosa posłała mi szeroki uśmiech i zabrała swój telefon. Puściłam jej perskie oko i wróciłam jak gdyby nic do szorowania podłogi:
- Co jest? Nie potrafimy przejść prostego odcinka drogi? - zaśmiał się Leon.:
- Tsaaa.... zwłaszcza, gdy ktoś podkłada ci nogi.. - poczułam na swoich plecach jego wzrok. Gdy skończyłam myć, odłożyłam wiaderko i usiadłam pod sceną. Reszta tak samo jak ja zrobiła sobie przerwę:
- Dzięki, że mi pomagacie...
- Nie ma sprawy. Od czego są przyjaciele... - nagle w pokoju rozbrzmiał dzwonek, dzwoniącej komórki:
- Och! Moja bunia dzwoni! - dziewczyna wskoczyła na scenę i przez przypadek strąciła wiaderko z brudną wodą, które zleciało na moją głowę. Spódniczka przykleiła mi się do nóg, a bluzka do klatki piersiowej:
- Dzięki! - wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać. Przetarłam twarz dłońmi, ale to za wiele nie pomogło - I tak oto awansowałam z konkursu "Miss Mopa 2014" do "Miss mokrego podkoszulka 2014" - gdy Grande wróciła zaczęła mnie przepraszać. I wtedy odezwał sie Avan:
- Sorry, że zmieniam temat...
- Za co jestem ci dozgonnie wdzięczna... -przerwałam mu:
- ale nie lubię starszych pań....
- Czemu?- zdziwiłam się:
- Stoją pod blokiem godzinami, ale jak jedziesz z nimi autobusem to nawet pięciu minut nie ustoją!
- Coś w tym jest.. - mruknął Leon. Reszta tylko przytaknęła twierdząco. Postanowiliśmy wrócić do pracy i wrócić do domu.
***********************************************************************************
Rozdział pojawia się wcześniej, ponieważ jutro jadę na wakacje do babci na parę dni i nwm czy będę mieć tam internet :C A nawet jeśli to będę siedzieć na WIFI w telefonie i za bardzo nic nie napiszę:C
Dziękuję za wasze ostanie komentarze pod ostatnią notką :*
Kocham was!! <3
Marcela ;3






czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 5 - "Los Angeles"

     Na lotnisku ja i moi przyjaciele trzymamy się mocno za ręce. Ciesząc się ostatnimi minutami naszego towarzystwa:
- Obiecuję, że jak tylko będę mogła od razu przylecę was odwiedzić!
- Będziemy się kontaktować codziennie! Od czego jest taki magiczny wynalazek zwany internetem? - Osrick posłał mi pocieszycielki uśmiech:
- A ten jak zwykle się musi wymądrzać.. - mruknęła Jane:
- Nie moja wina, że czasami jesteś strasznie tępa... - Jane kopnęła go w kostkę:
- Aua!
- Ojej! Widzicie! Znów mam ten tick nerwowy... - posłała nam przesłodzony uśmiech. Będzie brakować mi ich tego przekomarzania się. Nagle wywołali mój lot, przytuliłam każdego z nich i odwróciłam się do rodziców. Uściskałam ich mocno bez zbędnych słów pożegnania. Wszystko co mieliśmy sobie powiedzieć, powiedzieliśmy w domu. Skierowałam się w stronę stanowisk odprawy...
      Lot opłynął mi zaskakująco szybko. Myślałam, że będę się nudzić ale większą cześć po prostu przespałam. Gdy wysiadłam z samolotu, odebrałam swoje bagaże i ruszyłam na poszukiwanie kogoś kto miał mnie odebrać z lotniska. Wiem, że przez przez ten czas będę mieszkać z państwem Gillies, którzy mają córkę w moim wieku i chodzi to tej samej szkoły, do której będę uczęszczać.  W pewnym momencie mignęła mi dziewczyna z tabliczką, na której było wypisane moje nazwisko. Ruszyłam w jej stronę:
- Hej! Jestem Victoria Justice... - uśmiechnęłam się:
- Hej! Jestem Elizabeth Gillies, ale mów mi Lizz... - skierowałyśmy się w stronę wyjścia - Na początek mam dla ciebie dobrą wiadomość. Dom mamy dla siebie przez najbliższe dwa miesiace, bo moi rodzice wyjechali opiekować się ciotką która zachorowała. Pomyślałam, że możemy się zaprzyjaźnić! Przecież będziemy razem mieszkać i chodzić to tej samej szkoły...
- Myślę, że może być fajnie... - odparłam całkiem szczerze. Doszłyśmy do samochodu i zapakowałyśmy moje bagaże. Dziewczyna opowiedziała mi co nie co o szkole i nauczycielach. Wspomniała o swoich przyjaciołach, których miałam nie długo poznać. Słucham z zaciekawieniem tego co mówi Lizz, ale  jednocześnie podziwiam widoki. Gdy skręcamy w aleję wysadzaną palmami, podziwiam olbrzymie, wykładane drewnem kolorowe budynki. Jestem ciekawa, czy w którymś z nich będę mieszkać. Tak jak myślałam, Lizz skręciła na jeden z podjazdów. Dom króluje na niedużym wzniesieniu i jest koloru pigwowo-żółtego. Duża weranda od frontu i drewniane belki, wszystko jak na jednym z amerykańskich filmów. Prosto z garażu przechodzimy do kuchni:
- Jesteś głodna?
- Nie bardzo...
- W takim razie, chodź pokażę ci twój pokój... - łapie za jedną z walizek i kieruje się w stronę schodów. Biorę moją drugą walizkę i idę za nią:
- Te drzwi prowadzą do łazienki.. - wskazuje na drzwi po lewej - te do sypialni rodziców -pokazuje kolejne drzwi - tu jest mój pokój - pokazuje kolejne drzwi tym razem po prawej - a tutaj jest twój.. - otwiera drzwi obok. Moim oczom ukazuje się doskonale urządzone wnętrze:
- Jaki śliczny!
- Zostawię cie teraz sama byś mogła się rozpakować i nacieszyć nowym pokojem. Będę obok u siebie... - mrugnęła i wyszła zostawiając mnie samą. Wyciągnęłam telefon i wysłałam esemesa rodzicom i przyjaciołom,że dotarłam bezpiecznie na miejsce.
     Gdy tylko się rozpakowałam, wyszłam z pokoju i zapukałam do drzwi Lizz. Gdy usłyszałam "Wchodź" nacisnęłam klamkę i weszłam do środka:
- Częśc..
- Hej, już skończyłaś? - Lizz posłała ki szeroki uśmiech znad czytanego czasopisma:
- Aha i pomyślałam, że przyjdę pogadać...
- Chodź.. - poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Podeszłam i położyłam się obok - Opowiedz cos o sobie... - poprosiła patrząc na mnie uważnie:
- Hmm.... od czego tu zacząć. W szkole byłam popularna, miałam swoja paczkę i nie dawno rozstałam się z chłopakiem bo przyłapałam go w łóżku z inną...
- Przynajmniej cię nie okradał...
- Co?
- Widzisz. Kilka miesięcy temu chodziłam z pewnym chłopakiem, który rzucił mnie nie podając powodu. Olśnił mnie tylko, że za każdym razem, gdy się bzykaliśmy to mnie okradał...
- Dużo się no wiesz... - zapytałam:
- Tak. Płaciłam za seks więcej niż arabski biznesman! -zachichotałam. Pogadałyśmy jeszcze kilka godzin, po czym wzięłam kąpiel i położyłam się spać.
***********************************************************************************
Wiem, że wyszło do dupy ale nie miałam pomysłu na ten rozdział :C
Mój mózg chyba postanowił zrobić sobie wolne :C
Postaram się by następny był dłuższy i o wiele dużo lepszy!
W zakładce "Bohaterowie" znajdziecie nową bohaterkę :)
Chcę podziękować za wasze ostatnie komentarze! <3
Kocham was!
Marcela ;3

    

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 4 - "Szemrany Dupek"

~*~Kilka dni później~*~
      Dzisiaj muszę podjąć decyzję o tym czy przyjmę stypendium. Moi przyjaciele cały czas namawiają mnie na to bym się zgodziła, a rodzice już przestali o tym gadać. Ten temat zakończyła moja mama, słowami: "Nie pozwolę byś zmarnowała taką szansę. Jeśli będzie trzeba to zaciągnę cie siłą do tego przeklętego samolotu!". I to by było na tyle. Chce czy nie, muszę się zgodzić. Chociaż plusem jest to, że nie będę musiała chodzić do szkoły ze swoim eks. Wiem, że jestem głupia! Powinnam się zgodzić, bo dzięki temu łatwiej znajdę sobie prace i w ogóle, a nie na to że nie będę oglądać chłopaka, który mnie rozdziewiczył, a teraz bzyka inne naiwne panienki. Ubrałam spódniczkę i bluzkę. Na nogi włożyłam czarne szpilki. Włosy rozczesałam i puściłam luźno na ramiona. Zrobiłam szybki makijaż i zeszłam do kuchni, gdzie mama szykowała śniadanie. Posłała mi szybki uśmiech, podała talerz z kanapkami i szklankę soku pomarańczowego. Usiadłam przy stole i zjadłam szybko. Gdy skończyłam, poszłam umyć zęby. Zabrałam torebkę i wyszłam z domu. Skierowałam się do szkoły. Na samym początku muszę pójść i powiedzieć, jaka podjęłam decyzję. A potem przetrwać resztę dnia, modląc się by nikt nie dowiedział się o moim stypendium. Nie chce patrzeć jak moi najwięksi wrogowie zaczynają tańczyć taniec szczęścia...
       Gdy wybiła pora lunchu wszyscy zaczęli się na mnie lampić. Oczywiście informacja, którą tak bardzo chciałam utrzymać w tajemnicy musiała wypłynąć. Było to do przewidzenia, ale nadzieja matką głupich. Zajęłam swoje miejsce przy naszym stoliku w stołówce, śmiejąc się jednocześnie z naszych śmiesznych teorii na temat rozradowanej Claudii:
- Ona cieszy się, że mnie nie będzie! - wyrzuciłam teatralnie ręce w górę:
- Zbyt przewidywalne. Moim zdaniem porwali ją kosmici i wszczepili mózg! Na jej miejscu też bym się cieszyła! - Jane przewróciła oczami, znów się zaśmialiśmy:
- Ewentualnie zaliczyła szybki numerek... - wzięłam gryz jabłka i wzruszyłam ramionami:
- Chyba ze swoją ręką! - prychnął Thomas:
- Może się naćpała?
- Tabletkami antykoncepcyjnymi? - Osrick zrobił zamyśloną minę - Mało prawdopodobne...
- Czyli zostaje opcja z kosmitami... - spodziewałam się kolejnej salwy śmiechu, ale nie. Wszyscy wbili wzrok w punkt za moimi plecami. Nie musiałam się odwracać, by sprawdzić kto za mną stoi. Te perfumy, będą mnie prześladować do końca życia w moich najgorszych koszmarach:
- Vicky możemy porozmawiać? - nagle rozmowy w całej stołówce ucichły. Nawet nie było słychać bzyczenia latającej muchy. Wstałam i odwróciłam się do niego. Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na niego obojętnie:
- Myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, wtedy na parkingu...
- Jak widać, nie do końca... - powiedział tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Jeśli myśli, że to na mnie działa to bardzo, ale to bardzo się myli:
- No to masz problem... - wyminęłam go, ale on złapał mnie za nadgarstek. Okręcił mną tak, że znalazłam się w jego ramionach. Otworzyłam delikatnie usta biorąc szybki wdech, po czym odepchnęłam go od siebie. Świetnie, jeszcze funduję darmową rozrywkę innym uczniom. Jeszcze tylko Claudii brakuje do kompletu:
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym stypendium?
- To już chyba nie twój interes.... - posłałam mu lodowate spojrzenie:
- A gdybym prosił cie o to byś nie wyjeżdżała? Wiem, że wtedy na parkingu wyszedłem na fiuta, ale naprawdę nie chcę byś z mojego powodu.. - tego wszystkiego było za wiele. Wybuchnęłam śmiechem. Jaki on jest głupi! Myśli, że to z jego powodu? Niech ktoś to nakręci! Powstanie komedia roku! Widząc moja reakcję, spojrzał na mnie jakby wyrosła mi druga głowa:
- Ty myślisz, że zgodziłam się z twojego powodu? - spojrzałam na niego ubawiona:
- A tak nie jest?
- Co tu się dzieje?! - do stołówki wpadła Claudia. Już się tak nie uśmiechała. Nie ma to jak szybki przekaz plotek. Już ja zdążyli poinformować o całym zajściu:
- Twój chłopak myśli, że z jego powodu zgodziłam się przyjąć stypendium. - Odwróciłam się do niej i wyciągnęłam rękę - Jednak podziękowania muszę złożyć tobie. Dziękuję, że zaproponowałaś mnie dyrektorce. Gdyby nie ty, kto wie... może ja i Conor byśmy się zeszli? - kątek oka zobaczyłam jak Jane patrzy na mnie z otwartymi ustami. Nie powiedziałam im, że dzięki Claudii dostałam stypendium. Dla mnie to też był szok, jednak trzeba jej przyznać że skutecznie pozbywa się konkurencji. Chociażby nawet tej nieistniejącej:
- Ty... ty... mi dziękujesz?! - wytrzeszczyła oczy:
- Gdyby nie ty, nie uwolniłabym się od tego egoistycznego dupka.. - machnęłam w stronę Conora. Dziewczyna spojrzała na moją wyciągniętą rękę, po czym ja uścisnęła. Posłałam jej szczery uśmiech, który odwzajemniła:
- Niech mnie ktoś obudzi.. - usłyszałam mamrotanie Jane. Zachichotałam:
- Czyli.. to wszystko.. ty.. nie.. przeze... mnie... - chłopak zaczął się jąkać:
- Nie, dupku... 
- Ale ja cie kocham! - powiedział zdesperowanym tonem:
- Co?! - krzyknęłam w tym samym momencie z Claudią:
- Cholera.. nawet mówią w tym samym momencie... - moja najlepsza przyjaciółka ukryła twarz w dłoniach. Dla mnie to też dziwne, ale patrząc na sytuację, która ma tu miejsce to całkiem zrozumiałe:
- Ty kochasz Claudie! - krzyknęłam:
- Właśnie! - odezwała się Montez:
- Ty naprawdę jesteś głupia, jeśli myślałaś że będę z tobą do końca życia. Nie chce dziewczyny, która bzyka się z moimi kumplami za moimi plecami. Po za tym, ile mogę wysłuchiwać o tym kto co ubiera?! - pokręciłam tylko głową. Wiedziałam, że Conora inteligencja leży w kroczu. Znaczy się doszłam do tego wniosku, gdy się rozstaliśmy ale nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że zrobi scenę. Jaki normalny facet wyznaje swojej byłej miłość na oczach wszystkich? I to przy swojej aktualnej dziewczynie? Przy okazji ją obraża? Palant.
- To po co dobierałeś mi się do majtek i wyznawałeś miłość?! - wrzasnęła:
- To chyba normalne! Wiadomo, że żadnemu nie odmówisz! A ja zbieram, cholerne doświadczenie:
- Ty pierdolnięty, pojebany, dupku! Ty kutasie! - Chyba będę musiała zainwestować w lekarza. Moje uszy chyba doznały uszczerbku słysząc tyle przekleństw. Nigdy, bym nie pomyślała, że ta Blondynka może powiedzieć tyle przekleństw na raz:
- Jak mnie nazwałaś?!
- Całkowicie zgodzę się z Claudią. - położyłam jej dłoń na ramieniu - Ty jesteś pierdolniętym, pojebanym dupkiem..
- I kutasem.. - dopowiedziała dziewczyna. Uśmiechnęłam się słysząc z jej ust słowo "kutas". Trzeba przyznać, ze fajnie brzmiało:
- Potraktowałeś nas jak dmuchane lale. Tyle, że mnie dymałeś przez dziewięć miesięcy!
- Ja... nigdy...
- Weź się już zamknij.. - przerwałam jego jąkania - Powinnyśmy cię wykastrowac i zrobić sobie kołatki na drzwi z twoich jaj!
- To nie takie głupie, już od dawna twierdziłam że ta obecna jest jak ze średniowiecza... - wysyczała Blondynka:
- To jak Conor? Ściągniesz spodnie sam, czy mamy ci pomóc? - zapytałam uśmiechając się przy tym jak kot z Cheshire. Spojrzał na nas przerażony, po czym uciekł ze stołówki, żegnany salwą śmiechu. Przybiłam piątkę z Blondynką:
- Szkoda, że zgodziłaś się na to stypendium. - powiedziała, gdy śmiechy ustały - Nie bedę miała kogo dręczyć... - zachichotałam:
- Myślę, że szybko znajdziesz zastępstwo... - uśmiechnięta tylko skinęła głową, po czym poszła do stolika, przy którym siedzieli jej znajomi. Poszłam w jej ślady i także, usiadłam przy stoliku gdzie moi przyjaciele patrzyli na mnie z podziwem:
- Kastracja? - Thomas uśmiechnął się szeroko:
- Tak jakoś natchnienia dostałam... - wzruszyłam ramionami. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, po czym udaliśmy się do klasy na następną lekcję....
***********************************************************************************
Chcę wam podziękować za wasze ostatnie komentarze, które mnie bardzo zmotywowały <3
Kocham was! :*
Marcela ;3


niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 3 - "Telefon"

*Oczami Victorii*
      Gdy Conor odsunął się ode mnie, obrzuciłam go obojętnym spojrzeniem. Żadne z nas się nie poruszyło. Cisza jaka zapanowała między nami nie była napięta. Wpatrywaliśmy się w siebie, po kilku minutach chłopak spojrzał w bok, po czym znów na mnie:
- Vicky, wiem, że zabrzmi to dziwnie i...
- Ciiii.... - położyłam mu mój palec wskazujący na ustach. Ta cała sytuacja jest chora i lepiej jak oczyszczę atmosferę tu i teraz - Powiem to tylko raz i nie zamierzam się powtarzać. Byliśmy razem, zdradziłeś mnie i nasz związek się rozleciał. Kiedy mi udaje się o tobie zapomnieć ty proponujesz mi podwózkę, pieprzysz coś o tym, że chcesz wciąż ze mną mieć przyjacielskie stosunki a potem całujesz! Ty cholerny idioto! Myślisz, że nie domyśliłam się, że skok w bok z Claudią nie był jednorazowy? Podejrzewam, że już od dawna były jakieś inne za moimi plecami. Ale teraz to bez znaczenia. Weź wreszcie się ode mnie odpierdol, bo przez ciebie tylko cierpię! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam. Wymacałam klamkę i wysiadłam z samochodu, trzaskając drzwiami. Ruszyłam w stronę szkoły jednak po chwili, chłopak dogonił mnie i stanął przede mną:
- Cholera! Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! Jestem młody i chce zebrać doświadczenie! Nie chcę utknąć z jedna dziewczyną przy boku i obudzić się za czterdzieści lat z tą sama dziewczyną, z którą pieprzyłem się w liceum!
- Ty dupku! Szkoda, że nie powiedziałeś mi tego dziewięć miesięcy temu!
- A czy to by coś zmieniło?!
- Tak! Nie stałabym tu teraz i kłóciła się z takim fiutem jak ty!
- Ty... - nie dokończył bo uderzyłam go w twarz, po czym odwróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę szkoły.
     Reszta dnia zleciała mi już spokojniej.Opowiedziałam o wszystkim Jane, którą ledwo powstrzymałam przez zamordowaniem Conora. W pewnym momencie miałam wrażenie, że z ust pociekła jej piana. A może mi się wydawało? Mniejsza, z tym. Teraz siedzieliśmy całą paczką u mnie w pokoju i gadaliśmy o nadchodzącej imprezie u Katie:
- Kojarzycie Lucy Stone? Te blondynkę w okularach? - zapytał Os:
- Noooooo - odpowiedzieliśmy mu równocześnie:
- No bo ona chyba będzie na tej imprezie...
- Fascynujące! - Jane wyrzuciła ręce w górę:
- I zastanawiam się czy by wolała Osricka luzaka...- zrobił minę, która według niego sugerowała luzaka -... czy czadowego Osrcika? - spojrzał na nas. Zakryłam dłonią usta, by stłumić chichot:
- W tej koszuli? - Jane otaksowała go wzrokiem - To bez znaczenia!
- Nie pyskuj bo ci cycki nie urosną!
- Spierdalaj! - rzuciła w niego poduszką:
- Deska!
- Ja przynajmniej mogę zrobić silikony! Ty ze swoim małym nic nie zrobisz! - spojrzałam na Thomasa i dałam mu znak żebyśmy wyszli:
- Byliby znakomitą parą.. - uśmiechnęłam się na samą myśl:
- Można by obstawiać zakłady, kto kogo pierwszy zabije... - Thomas puścił mi perskie oko. Zaśmiałam się na sama myśl. Zeszliśmy do kuchni, gdzie znaleźliśmy paczkę chipsów. Mieliśmy już wracać do mojego pokoju, gdy zadzwonił telefon stacjonarny. Odebrałam:
- Halo?
- Dodzwoniłam się do domu Victorii Justice?
- Tak,przy telefonie...
- Mamy wspaniałą wiadomość! - poznałam głos naszej szkolnej sekretarki - Dostałaś stypendium i jedziesz na wymianę uczniowską! - ze zdziwienia otworzyłam usta i spojrzałam na Thomasa, który się zaniepokoił. To nie może być prawda...
***********************************************************************************
Rozdział wyszedł mi taki se, ale mam ostatnio mało czasu :/
Mam nadzieję, ze mi to wybaczacie :*
Kocham was! <3
Marcela ;3



    


niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 2 - "Wymiana uczniowska"

~*~ Kilka dni później.....~*~
      Obudziłam się dzisiaj w wyśmienitym humorze. Gdy poukładałam sobie wszytko w głowie, mój nastrój znacznie się polepszył. Nigdy nie należałam do ludzi, którzy długo tłamsili w sobie smutek. Od dziecka byłam osobą optymistycznie nastawioną do świata. Odrzuciłam kołdrę i poszłam do łazienki, gdzie zrobiłam poranną toaletę. Gdy wróciłam do pokoju, wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy - białą bluzkę i krótkie spodenki. Na nogi założyłam moje czarne trampki. Włosy rozczesałam grzebieniem i związałam w wysokiego kucyka. Wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta błyszczykiem. Ubrana zbiegłam do kuchni gdzie reszta domowników siedziała już przy stole i jadła śniadanie:
- Hej! - przywitałam się, siadając do stołu. Nasypałam sobie płatków do miski i zalałam je mlekiem. Rzadko kiedy rozmawiałam o czymkolwiek z rodzicami przy śniadaniu. Zazwyczaj każdy z nas pogrąża się we własnych myślach i je swoje śniadanie. Gdy skończyłam pożerać płatki, pobiegłam do łazienki. Umyłam zęby i wstąpiłam do swojego pokoju i zabrałam plecak. Wyciągnęłam z niego mój zeszyt od fizyki, jednocześnie wychodząc z domu. Szłam spokojnym spacerkiem w stronę szkoły powtarzając na sprawdzian z fizyki. Usłyszałam za swoimi plecami, jak jakiś kierowca trąbi. Jako, że jestem ciekawa, odwróciłam się i szybko tego pożałowałam. To na mnie trąbił kierowca czerwonego kabrioletu. A za kierownicą siedział nikt inny jak Conor. Odwróciłam głowę i wróciłam do powtarzania swoich notatek. Auto zrównało się ze mną i usłyszałam głos, który tak bardzo pragnę zapomnieć:
- Vicky, wsiadaj podrzucę cię!
- Przejdę się! - odburknęłam. Czy on myśli, że podwiezie mnie do szkoły i wszystko będzie dobrze? Gówno! Dlaczego nie podwiezie swojej cizi?
- Hej! Chce z tobą porozmawiać i oddać twoje rzeczy! - zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na niego. A ty idiotko miałaś nadzieje, że chce cię szczerze przeprosić. Wsiadłam to tego przeklętego samochodu i skrzyżowałam ręce na piersi. Robię to tylko po to, by odzyskać kilka swoich ciuchów. Conor spojrzał na mnie z uśmiechem błąkającym się na ustach. Poczułam nagła ochotę by uderzyć go w twarz i zetrzeć mu ten uśmieszek. Sięgnął do kieszeni i podał mi naszyjnik:
- Wszędzie go szukałam.... - wymamrotałam:
- Zostawiłaś go na stoliku nocnym...
- Tak, teraz już sobie przypomniałam... - patrzyłam przed siebie. Jedyne o czym teraz marzyłam to dotarcie do szkoły bym mogła wysiąść:
- Vicky wiem, że masz do mnie żal o to wszystko ale nie planowałem...
- Nie chce tego słuchać....
- Nie rozumiesz. Chcę byśmy mogli się kumplować...
- Co? - spojrzałam na niego jak na idiotę. On myśli, że po tym wszystkim będę mogła traktować go jak kolegę? To jest jakiś żart...
- Po prostu nie chcę zrywać z tobą znajomości. Nadal możemy się kolegować. Napić się na imprezie razem piwa.. - piwem to ja ci mogę chlusnąć w twarz, jaki on jest głupi -... i wiedz, że jak będziesz potrzebowała pomocy to zawsze ci pomogę... - zamknęłam oczy. W tym momencie chciałam mu wszystko wykrzyczeć, zwłaszcza to że mam w dupie jego pomoc. I wolałabym umrzeć niż prosić go o cokolwiek. Wzięłam głęboki oddech:
- Chcesz mieć ze mną przyjacielskie stosunki, okey. Ale to wszystko na co możesz liczyć...
-Ja nadal do ciebie coś czuję... -wyznał. Przygryzłam wargę by stłumić jęk. To wszystko robiło się coraz bardziej pokręcone. Podjechaliśmy pod szkołę. Odetchnęłam z ulgą:
- Dzięki za podwózkę... - wymamrotałam:
- Vicky... -odwróciłam się i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, jego usta znalazły się na moich....
*Oczami Claudii*
       Razem z dziewczynami skierowałam się na parking. Conor przysłał mi rano esemesa, że nie podjedzie po mnie bo ma sprawę do załatwienia. Dostrzegłam kabriolet, ruszyłyśmy w jego stronę. W połowie drogi zatrzymałam się z otwartymi ustami. Conor i ta zdzira całowali się w jego samochodzie. To taką sprawę miał do załatwienia - pomyślałam. Zrobiłam krok w ich stronę, jednak poczułam czyjąś rękę na ramieniu:
- Nie rób sceny. Wycofajmy się póki nas nie zobaczyli...  - zaklęłam siarczyście pod nosem, jednak posłuchałam. Wycofałyśmy się i weszłyśmy do szkoły. Wtedy rzucił mi się w oczy kolorowy plakat, przyklejony na ścianie. Podeszłam do niego i szybko przeczytałam. Odwróciłam się do dziewczyn:
- Dziewczęta, chyba czeka nas wizyta u pani dyrektor...
- Co? Po co?
- Musimy komuś załatwić wylot z tej szkoły w jedną stronę.... - razem z dziewczynami poszłam do gabinetu dyry. One zostały pod drzwiami, a ja weszłam do sekretariatu:
- Dzień dobry, pani Jones.... - przywitałam się - .. jest może pani dyrektor?
- Jest teraz sama., możesz wejść.
- Dziękuję... - zapukałam do drzwi i nacisnęłam klamkę i weszłam do środka:
- Claudia! Dziecko coś ci się stało?
- Nie proszę pani. Jestem w sprawie wymiany uczniowskiej.. - machnęłam ręka obojętnie:
- Och, siadaj... - kobieta wskazała ręką na krzesło na przeciw jej biurka. Usiadłam posłusznie i uśmiechnęłam się do niej słodko:
- W mojej klasie jest bardzo zdolna dziewczyna. Pomyślałam, że ta wymiana uczniowska będzie dla niej czymś wspaniałym!
- A jak się nazywa? - zapytała:
- Victoria Justice...
- Tak, wiem już która. Bardzo zdolne dziecko, zastanawiałam się nad nią ale...
- Nikt bardziej nie nadaje się na tą wymianę, niż Victoria! Niech pani to przemyśli...
- No dobrze, zmykaj na lekcje... - wyszłam z gabinetu. Teraz muszę czekać tylko na ogłoszenie tego, kto jedzie. Dziewczyny spojrzały na mnie wyczekująco, uśmiechnęłam się do nich tylko i poszłyśmy do klasy....
***********************************************************************************

    

piątek, 27 czerwca 2014

Holidays!!

Nareszcie mamy WAKACJE! <3
Przez ten krótki czas odpoczniemy od:
* Prac domowych
* Sprawdzianów
* Niezapowiedzianych kartkówek
* Nauczycieli
* Jędzowatych dziewczyn, z którymi mamy styczność na szkolnym korytarzu...

Życzę wam by te wakacje były lepsze od poprzednich <3
Bawcie się i odpoczywajcie przez te dwa magiczne miesiące bo we wrześniu... WRACAMY DO PIEKŁA :*

Pozdrawiam. Marcela ;3


środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 1 - "Bolesna Prawda"

          Obudziło mnie światło wpadające, przez okno. Odrzuciłam kołdrę i usiadłam na łóżku. Czuje się okropnie i wiem, że w tej chwili wyglądam jak potwór. Przepłakałam pół nocy i przez kilka godzin rozmawiałam ze swoją przyjaciółką. W środku czułam się pusta, jakby coś we mnie umarło. Każda myśl o nim, to dla mnie tortura. Kiedy byliśmy razem czułam się, dowartościowana, kochana. Wiem, że rodzice mnie kochają i troszczą się o mnie ale.... to było dla mnie coś nowego. Westchnęłam i powlokłam się do łazienki gdzie zrobiłam poranną toaletę. Gdy myłam ręce, przyjrzałam się sobie w lustrze. Moje włosy przypominało ptasie gniazdo, oczy były czerwone i popuchnięte. Wróciłam do pokoju i otworzyłam szafę. Postanowiłam ubrać białe rurki jeansowe i łososiowy sweterek. Włosy rozczesałam i zaczesałam w kucyk. Najdłużej zajął mi makijaż, który miał zamaskować moje rozterki. Nie chce by rodzice się o mnie martwili, albo zadawali pytania na które z pewnością nie miałam odpowiedzi. Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Nie było tak źle, udało mi się zamaskować niewyspanie, a oczy już nie były czerwone.  Odnalazłam swoje buty i włożyłam je na nogi. Wzięłam torebkę i zeszłam po schodach do kuchni, gdzie rodzice jedli śniadanie. Mama zlustrowała mnie wzrokiem od góry do dołu i uśmiechnęła się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech, ciesząc się że mam jako taki talent aktorski. Tata, siedział pogrążony czytając gazetę. Podeszłam do stołu i złapałam wjabłko i zaczęłam isć w stronę drzwi, kiedy usłyszałam za sobą głos mamy:
- Śniadanie... - zamknęłam oczy i w zwolnionym tempie odwróciłam się. Moja mama miała skrzyżowane ręce na piersi i patrzyła na mnie gniewnie:
- Nie jestem głodna! Po za tym zawsze mogę kupić sobie coś po drodze. I jeśli zaraz nie wyjdę z domu to spóźnię się na lekcje...
- Ech.... idź. Następnym razem bez śniadania, nie puszczę cie do szkoły... - wyszłam z domu i skierowałam się do szkoły. Gdy tylko tam dotarłam zadzwonił dzwonek na lekcje. Udało mi się dotrzeć na lekcje przed nauczycielem. Gdy weszłam do klasy, wzrok wszystkich spoczął na mnie. Miałam ochotę uciec z klasy, jednak nie chciałam dać satysfakcji Claudii, która patrzyła się na mnie z wyższością. Na jej ustach błąkał się triumfalny uśmiech. Wyprostowałam się i podeszłam do ławki, przy której już siedziała moja najlepsza przyjaciółka - Jane. Gdy usiadłam, do klasy wszedł nasz nasz nauczyciel od języka angielskiego. Przywitaliśmy się z nim i rozpoczęła się lekcja, która dłużyła mi się niemiłosiernie...
          Gdy większość lekcji przebiegła bez zarzutu, miałam wrażenie że to cisza przed burzą. Doskonale wiedziałam, że cała szkoła gada o moim rozstaniu z Conorem. Razem z Jade poszłyśmy do stołówki. Miałyśmy godzinę przerwy na lunch między zajęciami. Postanowiłam wziąć tylko *Smoothie z truskawek. Następnie skierowałyśmy się do stolika, przy którym siedział już Osric i Thomas. Rozmawiali o czymś z ożywieniem:
- Cześć... - przywitałam się, próbując się uśmiechnąć jednak wyszedł mi tylko grymas. Przy nich nie musiałam grać. Jane, Os i Thomas byli moimi przyjaciółmi odkąd pamiętam:
- Jak się czujesz? - chłopacy spojrzeli na mnie ze współczuciem. Westchnęłam i odpowiedziałam:
- Wykorzystana, zraniona, zrozpaczona, wściekła, mam ochotę kogoś pobić...
- Chyba wiemy, że masz na myśli dwie osoby, jednak wiesz, że przemoc w niczym nie pomoże?
- Wiem, bójka to ostateczność... - wywróciłam oczami i wzięłam łyk smoothie:
- Grzeczna dziewczynka.. - Os uśmiechnął się szeroko:
- Co nie zmienia faktu, że tej zdzirze przydałaby się lekcja dobrych manier.... - Jane spojrzała spod zmrużonych powiek na Osricka. Cóż, nie tylko Claudii przydałaby się lekcja manier ale skoro Conor woli pustą blondynkę, to jego problem. Prawda uderzyła we mnie niczym grom z jasnego nieba. Skoro tak łatwo pozwolił Claudii wskoczyć do swojego łóżka będąc ze mną to ile przewinęło się przed Blondynką? O ilu zdradach nie wiedziałam?
- Vicky, wszystko w porządku? Trzęsiesz się jakby temperatura spadła poniżej zera...- nie było mi zimno, byłam wściekła sama na siebie. Przeklinałam się za głupotę i łatwo wierność. Ilu dziewczynom mówił, że je kocha? Ile słyszało z jego ust, że są wyjątkowe i nigdy ich nie zostawi? Przez dziewięć miesięcy swojego życia myślałam, że te słowa z jego ust są przeznaczone dla mnie:
- Vicky? -głos Jane przywrócił mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na jej zatroskana twarz:
- Wreszcie zrozumiałam.. - wyszeptałam. Szok i wściekłość ogarnęły całe moje ciało - .. wszystko co do tej pory mówił, było kłamstwem. Wiedział, że dzięki temu będę przy nim długo, potraktował mnie jak zabawkę. Ile dziewczyn pojawiło się po za mną i Claudia w jego łóżku? Ilu dziewczynom mówił to co mi? Ja...
- Vicky, chyba nie rozpaczasz po stracie Conora, prawda? - nie wiem, w którym momencie Claudia i jej przyjaciółeczki pojawiły się przy naszym stoliku:
- Zamknij się, bo ci tapeta z ryja odpadnie.. - warknęłam. Dziewczyna zmrużyła oczy i posłała mi jadowite spojrzenie, od którego powinnam się skulić jednak ja tylko wyprostowałam się dumnie. Mój związek z Conorem był i teraz go nie ma. Jednak przeszłości nie da się zmienić, choć byśmy tego bardzo chcieli. Nie zmienię swoich decyzji, jednak czas leczy rany...
************************************************************************************
*Smoothie to orzeźwiający koktajl ze zmiksowanych owoców, często z dodatkiem lodu, czasami też z dodatkiem jogurtu lub mleka ;)
Wasza Marcela ;3


niedziela, 15 czerwca 2014

~*~Prolog~*~

             Podekscytowana idę w stronę domu mojego chłopaka. Jesteśmy już razem dziewięć miesięcy i to jest mój pierwszy prawdziwy związek. Z resztą Conor to mój pierwszy chłopak, z którym no.... zrobiłam to po raz pierwszy. Kocham go tak bardzo, że to aż boli. Kiedy jesteśmy razem czuję przypływ szczęścia, a serce bije szybciej. Przyjemne ciepło rozpływa się po moim ciele. Ale tak pewnie, mówią wszyscy zakochani..... Wbiegłam po schodach i nie pukając do drzwi, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Wiedziałam, ze rodziców mojego lubego nie ma w domu bo pracowali dzisiaj do późna. Skierowałam się w stronę schodów, które prowadziły na piętro. Wchodziłam jak najciszej się dało. Chcę zrobić mu niespodziankę. Jutro jest nasza rocznica, ale on wyjeżdża więc pomyślałam że dzisiaj możemy zacząć już świętować. Podeszłam do drzwi, za którymi znajdował się jego pokój. Usłyszałam dziwne pojękiwania, zmarszczyłam brwi. Przekręciłam gałkę i otworzyłam drzwi, zamarłam w pół kroku. Poczułam się jakbym była w ukrytej kamerze, albo ktoś wrzucił mnie to jakiegoś tandetnego romansidła kiedy to główna bohaterka nakrywa swojego ukochanego na zdradzie. Claudia obrzuciła mnie ironicznym spojrzeniem i wyszczerzyła się szeroko. Skierowałam spojrzenie na chłopaka, który patrzył na mnie tak jakby nie wierzył w to co widzi. Oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki, nie chcąc patrzeć na to wszystko, okręciłam się na piecie i skierowałam się w stronę wyjścia. Usłyszałam za sobą chichot, a po chwili głośny huk. Wyszłam na ganek, gdzie ktoś złapał mnie od tyłu za rękę. Stanęłam jak wryta i wyrwałam rękę. Obróciłam się napotkałam spojrzenie niebieskich oczu:
- Vicky, to nie tak jak myślisz... - bez zbędnych słów uderzyłam go w twarz, jego głowa poleciała na bok od siły uderzenia. Złapał się za czerwony policzek i spojrzał na mnie - Uhm... zasłużyłem sobie na to... Vicky, ja naprawdę przepraszam..
- Przepraszasz?! - wreszcie mój głos powrócił - Wiesz gdzie ja mam twoje przeprosiny?! Straciłam przez ciebie pieprzone dziewięć miesięcy! W dupie już z tymi miesiącami ale byłeś pierwszym, z którym... - głos mi się niebezpiecznie załamał. Wzięłam szybki oddech i spojrzałam na niego najbardziej lodowatym wzrokiem na jaki potrafiłam się zdobyć - ... może nie roztrząsajmy przeszłości... jednak ja nie będę przepraszać cie za to... - zatrzasnęłam drzwi i z zadziwiającą szybkością zdarłam mu koc, który okalał jego biodra. Odruchowo zakrył dłońmi dolną partię ciała, ja puściłam się biegiem przed siebie. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam jak Conor próbuje otworzyć drzwi. Najwyraźniej musiały się zatrzasnąć, peszek. Przystanęłam, gdy usłyszałam krzyki biednej pani Martin. Staruszka zakryła oczy na widok nagiego Conora i na oślep starała trafić z powrotem do domu. Jednak to zadanie utrudniał jej kocur, który tędy przebiegał bo gonił go pies sąsiadki z przeciwka. Biedny kotek wydał z siebie charakterystyczny dźwięk gdy uciekał, a ogonek miał zabawnie nastroszony. Zachichotałam i ruszyłam biegiem w stronę domu. Gdy poczułam, że łapie mnie kolka, oparłam się o drzewo rosnące obok. Spojrzałam na koc trzymany w ręku, adrenalina mi opadła i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. A niewidzialna siła ściska moje gardło i serce. Poczułam pierwszą wilgoć na policzkach, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Objęłam się rękami i ruszyłam w stronę domu...
***********************************************************************************
Witam, was po tak dłuuugiej przerwie.
Pojawiło się pytanie, czy blog zaczynam od początku czy kontynuuję. Po dłuższych rozmyśleniach doszłam do wniosku, że zacznę od nowa.... :)
Wiem, że blog miał powrócić we wakacje ale udało mi się wcześniej napisać prolog :)
Mam nadzieję, ze się podobało ;*
Czekam na wasze komentarze, które bardzo motywują ;*
Pozdrawiam. Marcela ;3

niedziela, 1 czerwca 2014

Ogłoszenie parafialne!!

Wiem, że długo mnie tu nie było ;c
Jednak jeśli ktoś czyta tego bloga i mu się podoba to ta informacja może go ucieszyć :)
WE WAKACJE BLOG POWRACA!
Jako, że teraz są poprawy i wgl to nie mam czau ;c
I spodziewajcie się zmian, jakie tutaj zajdą <3
Jeszcze raz bardzo was przepraszam za to moje zaniedbanie bloga a przede wszystkim Was :*
Kocham was!
Wasza Marcela ;3