czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 5 - "Los Angeles"

     Na lotnisku ja i moi przyjaciele trzymamy się mocno za ręce. Ciesząc się ostatnimi minutami naszego towarzystwa:
- Obiecuję, że jak tylko będę mogła od razu przylecę was odwiedzić!
- Będziemy się kontaktować codziennie! Od czego jest taki magiczny wynalazek zwany internetem? - Osrick posłał mi pocieszycielki uśmiech:
- A ten jak zwykle się musi wymądrzać.. - mruknęła Jane:
- Nie moja wina, że czasami jesteś strasznie tępa... - Jane kopnęła go w kostkę:
- Aua!
- Ojej! Widzicie! Znów mam ten tick nerwowy... - posłała nam przesłodzony uśmiech. Będzie brakować mi ich tego przekomarzania się. Nagle wywołali mój lot, przytuliłam każdego z nich i odwróciłam się do rodziców. Uściskałam ich mocno bez zbędnych słów pożegnania. Wszystko co mieliśmy sobie powiedzieć, powiedzieliśmy w domu. Skierowałam się w stronę stanowisk odprawy...
      Lot opłynął mi zaskakująco szybko. Myślałam, że będę się nudzić ale większą cześć po prostu przespałam. Gdy wysiadłam z samolotu, odebrałam swoje bagaże i ruszyłam na poszukiwanie kogoś kto miał mnie odebrać z lotniska. Wiem, że przez przez ten czas będę mieszkać z państwem Gillies, którzy mają córkę w moim wieku i chodzi to tej samej szkoły, do której będę uczęszczać.  W pewnym momencie mignęła mi dziewczyna z tabliczką, na której było wypisane moje nazwisko. Ruszyłam w jej stronę:
- Hej! Jestem Victoria Justice... - uśmiechnęłam się:
- Hej! Jestem Elizabeth Gillies, ale mów mi Lizz... - skierowałyśmy się w stronę wyjścia - Na początek mam dla ciebie dobrą wiadomość. Dom mamy dla siebie przez najbliższe dwa miesiace, bo moi rodzice wyjechali opiekować się ciotką która zachorowała. Pomyślałam, że możemy się zaprzyjaźnić! Przecież będziemy razem mieszkać i chodzić to tej samej szkoły...
- Myślę, że może być fajnie... - odparłam całkiem szczerze. Doszłyśmy do samochodu i zapakowałyśmy moje bagaże. Dziewczyna opowiedziała mi co nie co o szkole i nauczycielach. Wspomniała o swoich przyjaciołach, których miałam nie długo poznać. Słucham z zaciekawieniem tego co mówi Lizz, ale  jednocześnie podziwiam widoki. Gdy skręcamy w aleję wysadzaną palmami, podziwiam olbrzymie, wykładane drewnem kolorowe budynki. Jestem ciekawa, czy w którymś z nich będę mieszkać. Tak jak myślałam, Lizz skręciła na jeden z podjazdów. Dom króluje na niedużym wzniesieniu i jest koloru pigwowo-żółtego. Duża weranda od frontu i drewniane belki, wszystko jak na jednym z amerykańskich filmów. Prosto z garażu przechodzimy do kuchni:
- Jesteś głodna?
- Nie bardzo...
- W takim razie, chodź pokażę ci twój pokój... - łapie za jedną z walizek i kieruje się w stronę schodów. Biorę moją drugą walizkę i idę za nią:
- Te drzwi prowadzą do łazienki.. - wskazuje na drzwi po lewej - te do sypialni rodziców -pokazuje kolejne drzwi - tu jest mój pokój - pokazuje kolejne drzwi tym razem po prawej - a tutaj jest twój.. - otwiera drzwi obok. Moim oczom ukazuje się doskonale urządzone wnętrze:
- Jaki śliczny!
- Zostawię cie teraz sama byś mogła się rozpakować i nacieszyć nowym pokojem. Będę obok u siebie... - mrugnęła i wyszła zostawiając mnie samą. Wyciągnęłam telefon i wysłałam esemesa rodzicom i przyjaciołom,że dotarłam bezpiecznie na miejsce.
     Gdy tylko się rozpakowałam, wyszłam z pokoju i zapukałam do drzwi Lizz. Gdy usłyszałam "Wchodź" nacisnęłam klamkę i weszłam do środka:
- Częśc..
- Hej, już skończyłaś? - Lizz posłała ki szeroki uśmiech znad czytanego czasopisma:
- Aha i pomyślałam, że przyjdę pogadać...
- Chodź.. - poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Podeszłam i położyłam się obok - Opowiedz cos o sobie... - poprosiła patrząc na mnie uważnie:
- Hmm.... od czego tu zacząć. W szkole byłam popularna, miałam swoja paczkę i nie dawno rozstałam się z chłopakiem bo przyłapałam go w łóżku z inną...
- Przynajmniej cię nie okradał...
- Co?
- Widzisz. Kilka miesięcy temu chodziłam z pewnym chłopakiem, który rzucił mnie nie podając powodu. Olśnił mnie tylko, że za każdym razem, gdy się bzykaliśmy to mnie okradał...
- Dużo się no wiesz... - zapytałam:
- Tak. Płaciłam za seks więcej niż arabski biznesman! -zachichotałam. Pogadałyśmy jeszcze kilka godzin, po czym wzięłam kąpiel i położyłam się spać.
***********************************************************************************
Wiem, że wyszło do dupy ale nie miałam pomysłu na ten rozdział :C
Mój mózg chyba postanowił zrobić sobie wolne :C
Postaram się by następny był dłuższy i o wiele dużo lepszy!
W zakładce "Bohaterowie" znajdziecie nową bohaterkę :)
Chcę podziękować za wasze ostatnie komentarze! <3
Kocham was!
Marcela ;3

    

5 komentarzy:

  1. Każdy ma gorsze dni. Rozumiem. Rozdział jest ok. Vic jest nareszcie w LA. Poznała Lizz. Nic tylko czekać na dalszy ciąg wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj się bo to bardzo ciekawy rozdział.Haha Lizz...Czekam na nn :*****

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mów tak! Wyszło na serio bardzo fajnie ;)
    Moja wena też sobie poszła na wakacje, więc nie masz się co martwić ;)
    Zaczyna się rozkręcać ;)
    Poznała Elizabeth :D
    Teraz będzie super!!! Czekać tylko na BTR :)
    Pozdrawiam Stelss :**********

    OdpowiedzUsuń
  4. " pigwowo-żółty" - HAHHA ;D a wolisz limonkowy, agrestowy, zielony czy gruszkowy? :*
    Ogólnie: dobrze napisane.
    To, że rozdział nie opowiada o pustych blondynkach czy bezczelnych, zboczonych chłopakach nie znaczy że jest "do dupy"!
    Fajne wprowadzenie do dalszych przygód bohaterki. Luźno i fajnie. O to chodzi; nie chcesz przecież zamęczyć odbiorcy, nie?
    AKK.
    w-f-n

    OdpowiedzUsuń