niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 6 - "Nowa szkoła = nowi wrogowie"

     Było mi tak dobrze! Jednak ktoś mocno szarpał mnie za ramię, próbując wyrwać mnie z tego błogiego stanu:
- Mamo jeszcze trochę... - wymamrotałam i mocniej przytuliłam się do poduszki:
- Wstawaj bo się spóźnimy! - Lizz krzyknęła mi do ucha. Poderwałam się i momentalnie wyskoczyłam z łóżka. Wybiegłam z sypialni i wpadłam do łazienki niczym torpeda. Zrobiłam szybko poranną toaletę po czym wróciłam do swojego pokoju. Lizz już w nim nie było. Otworzyłam szafę i omiotłam ja gorączkowym spojrzeniem. Dlaczego nie naszykowałam sobie ciuchów już wczoraj? Wybrałam czerwoną rozkloszowaną spódniczkę i krótki czarny top. Włosy rozczesałam i puściłam luźno na ramiona. Wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta błyszczykiem. Na nogi ubrałam szpilki, zabrałam swoją torebkę i wybiegłam z pokoju. W kuchni czekała na mnie dziewczyna:
- Trzymaj drugie śniadanie.. - podała mi kanapki. Wrzuciłam je do torebki i obie wyszłyśmy do garażu, gdzie wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy do szkoły. Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymujemy się na parkingu szkolnym gdzie panuje niezwykły tłok.
    Razem z Lizz kierujemy się w stronę drzwi wejściowych. Jestem trochę poddenerwowana ale i podekscytowana. Nowa szkoła, nowi ludzie i czysta karta. Będę pracować od nowa na swoja reputację. Poznam nowych ludzi i zaprzyjaźnię się z paroma osobami, ale na pewno nazbieram nowych wrogów. Tak się zamyśliłam, że odłączyłam się od swojej nowej kumpeli. Świetnie, jeszcze mi tego teraz brakowało. Pozwalam się ponieść tłumowi i gdy widzę drzwi z napisem "SEKRETARIAT" odłączam się od tłumu. Sekretarka jest zawalona robotą papierkową. Obrzuca mnie szybkim spojrzeniem:
- Słucham?
- Nazywam się Victoria Justice. Jestem na wymianie uczniowskiej i dzisiaj jest mój pierwszy dzień w tej szkole... - kobieta nabazgrała coś na kartce i podała mi ją:
- Tutaj masz na kartce numer klasy. Czeka tam na ciebie jeden z nauczycieli, który wprowadzi cie w życie szkoły... - bąknęłam podziękowania i wyszłam. Zaczęłam się przeciskać pod prąd w ludzkiej masie. Wreszcie udało mi się odnaleźć odpowiednia salę. Czekała tam na mnie nauczycielka w średnim wieku, ubrana na luzie tak sportowo. Poczułam, że dobrze się z nią dogadam i będzie jedną z moich ulubionych nauczycielek. Przedstawiła się jako Marie Smith. Uczy historii sztuki i prowadzi kółko teatralne. Rozglądam się po klasie i dostrzegam jeszcze dwóch innych uczniów. Przedstawili mi się nieśmiało. Jak się okazało są z Korei.Nauczycielka zapoznaje nas z obowiązkami i zasadami szkoły. Lekcje trwają tutaj do godziny trzeciej. Mamy też do wyboru różne kółka: chór, teatr, sport, gazetka szkolna, kurs prowadzenia debaty, fotografowanie i filmowanie. Kobieta wręcza nam również plan lekcji. Wychodzę z klasy i czuję jak mój mózg zaczyna skwierczeć od nadmiaru informacji. Rzucam okiem na plan i kieruje się w stronę klasy. Korytarz jest opustoszały, więc idę powoli studiując swój plan. Za jakieś pięć minut zadzwoni dzwonek oznajmiając koniec lekcji więc kieruje się w stronę klasy gdzie mam mieć angielski. Nagle z kimś się zderzyłam:
- Przepraszam! - wymamrotałam. Spojrzałam na chłopaka, na którego wpadłam. Dopiero po kilku sekundach mój mózg przypomniał sobie jak zamyka się usta:
- Nic się nie stało. Mam na imię Ryan:
- Victoria... - uśmiechnęłam się delikatnie:
- Jakoś wcześniej cię tu nie widziałem...
- To mój pierwszy dzień tutaj. Jestem nowa...
- Co masz mieć teraz?
- Angielski, a ty?
- Fizykę..
- Och...
- Wiesz, pogadamy potem okey? Znajdziemy się jakoś bo teraz muszę lecieć... - wyminął mnie i ruszył przed siebie:
- Cześć... -wymamrotałam i nie odwracając się za nim ruszyłam pod klasę.
     Część lekcji minęła mi bez komplikacji. Poznałam klasę, z którą mam chodzić na lekcje. Właśnie siedzę w ławce i mam właśnie biologię. Mój nowy nauczyciel od tego przedmiotu nazywa się Christopher Galvin. Robię dokładne notatki. W pewnym momencie, mężczyzna znika za drzwiami prowadzącymi do składzika, by po chwili wrócić z dużym akwarium wypełnionym...żabami? W klasie zapanował chór dziewczęcych jęków i śmiech chłopaków:
- Jako, że sama teoria się wam do niczego nie przyda zabawimy się z żabami! - tym razem chłopacy wydali okrzyk zachwytu. Gdy tylko ucichli jakaś dziewczyna zapytała:
- Profesorze, chyba nie będziemy ich... kroić? - ostatnie słowo przerodziło się w jęk:
- Dokładną anatomię żaby będziemy przerabiać jutro. Dzisiaj rozdam wam je tylko na chwilę byście mogli im się przyjrzeć... - wstawaliśmy pojedynczo i podchodziliśmy do stoiska nauczyciela, skąd wyciągaliśmy żaby. Gdy wyciągnęłam swoją obróciłam się i ruszyłam w stronę swojej ławki. Nagle moja żaba wyrwała się z uścisku i wskoczyła blondynce, która siedziała najbliżej za bluzkę. No cóż, to jest wada dużego dekoltu. Blondynka zaczęła piszczeć i machać chaotycznie rękami. Zafundowałam darmową rozrywkę nowym kolegom:
- Nie stój tak tylko coś zrób do cholery! - wydarła się histerycznie. Spojrzałam błagalnie na nauczyciela, który tak samo jak ja nie wiedział co zrobić:
- Przecież nie włożę ci ręki pod bluzkę!
- Zrobiłaś to specjalnie! - wrzasnęła i wyskoczyła z ławki i zaczęła skakać. Żaba wyleciała spod jej bluzki. Ukucnęłam i złapałam ja szybko by dziewczyna jej nie rozdeptała. Oddałam szybko ją nauczycielowi i usiadłam w ławce. A już myślałam, że obejdzie się bez kompromitacji. Reszta lekcji przebiegła mi na odliczaniu czasu do przerwy. Gdy tylko zadzwonił dzwonek wrzuciłam do torebki zeszyt i piórnik. Wyciągnęłam butelkę wody, odkręciłam ją i ruszyłam w stronę wyjścia. Przede mną szła ta dziewczyna, której moja żaba wskoczyła za koszulkę. Nagle ona się odwróciła, a ktoś za mną mnie szturchnął i cześc wody z butelki chlusnęła na jej twarz. Przez co makijaż zaczął spływać:
- Nienawidzę cię! Ty.. ty!
- Co się dzieje? - nauczyciel do nas podszedł:
- Oblała mnie wodą!
- To był wypadek! Ktoś mnie popchnął gdy chciałam się napić wychodząc do wyjścia! Ona się w tym momencie obróciła i teraz jest tego efekt!
- Za karę zostajesz po lekcjach! Będziesz pomagać woźnemu.. - nabazgrał coś szybko na jakieś kartce i wręczył mi ją... - jęknęłam i wyszłam. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? W tym momencie na korytarzu spotkałam Lizz z jakąś czerwonowłosą dziewczyną:
- Vicky! Tutaj jesteś! Poznaj proszę Arianę, moja przyjaciółkę. Ari to jest Victoria moja nowa przyjaciółka i współlokatorka...
- Hej...
- Co to? - zapytała Ariana, wskazując na kartkę:
- Muszę zostać po lekcjach...
- Za co?! - opowiedziałam im całe zdarzenie z żabą i wodą. Skierowałyśmy się w stronę klasy gdzie miałam następną lekcję. Zostałam pocieszona i obie zdeklarowały się mi pomóc jak tylko woźny przydzieli mi zadanie do wykonania. Pożegnałyśmy się, gdy zadzwonił dzwonek....
     Po lekcjach ruszyłam na poszukiwania woźnego. Zadanie to wydawało mi się zaskakująco łatwe, jednak okazało się trudne. Nie było go w składziku, za szkoła i obeszłam już korytarze szkolne. W pewnym momencie wpadłam na niego przy sekretariacie:
- Dzień Dobry! Właśnie pana szukałam! - podałam mu kartkę. Mężczyzna mruknął coś pod nosem i pomaszerował przed siebie. Wzruszyłam ramionami i podreptałam za nim, niczym wierny pies. Wyciągnął ze składzika wiadro z wodą, dał m szmatę, szczotkę i mopa. I jeszcze jakiś płyn:
- Musisz wyczyścić salkę teatralną... - poinformował mnie i poszedł sobie zostawiając mnie sama z tym wszystkim. Napisałam szybkiego esemesa do Gillies gdzie jestem i co muszę zrobić. Minęła może chwila gdy zza zakrętu wyłonił się Ryan. Na mój widok takiej obładowanej, przystanął i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów:
- Mam karę.. - odpowiedziałam na jego nieme pytanie:
- Masz stać i pozwać z tym wszystkim? - zapytał, uśmiechając się leniwie pod nosem:
- Póki nie przyjdą dziewczyny mi pomóc to wszystko zabrać, będę tu stać i ćwiczyć do najbliższego konkursu pod tytułem "Miss Mopa 2014" - odparłam. Rozśmieszyłam go:
- Z chęcią bym ci pomógł, ale śpieszy mi się trochę... - nie wiedząc co na to powiedzieć, uśmiechnęłam się tylko. Pomachał mi i poszedł przed siebie. Po chwili dziewczyny przyszły i zabrały ode mnie część tego wszystkiego:
- Chłopaki już na nas czekają.. - powiedziała Lizz:
- Kto?
- Avan, Matt i Leon. Za chwilę ich poznasz... - weszłyśmy do pomieszczenia, gdzie na scenie wygłupiała się trójka chłopaków. Gdy podeszłyśmy bliżej zaczęła się prezentacja:
- Chłopcy, poznajcie Victorię - wskazała na mnie - Vicky poznaj proszę od lewej jest Avan..
- Hejka..
- Potem jest Matt.. - chłopak w okularach posłał mi tylko przyjacielski uśmiech - .. a to Leon...
     Sprzątaliśmy już od godziny i końca nie było widać. Myłam właśnie podłogę gdy usłyszałam jak Matt kłóci się z Arianą:
- Daj mi ten telefon! - krzyczała goniąc chłopaka. Oderwałam wzrok od podłogi, którą myłam i  przyjrzałam się całemu zajściu:
- Nie!
- Daj mi!
- Niech się zastanowię.... Nie!
- Daj mi mówię! Której części "daj mi" nie rozumiesz?! - Matt przebiegał właśnie bok mnie, kiedy przez przypadek wystawiłam stopę, o którą się potknął. Czerwonowłosa posłała mi szeroki uśmiech i zabrała swój telefon. Puściłam jej perskie oko i wróciłam jak gdyby nic do szorowania podłogi:
- Co jest? Nie potrafimy przejść prostego odcinka drogi? - zaśmiał się Leon.:
- Tsaaa.... zwłaszcza, gdy ktoś podkłada ci nogi.. - poczułam na swoich plecach jego wzrok. Gdy skończyłam myć, odłożyłam wiaderko i usiadłam pod sceną. Reszta tak samo jak ja zrobiła sobie przerwę:
- Dzięki, że mi pomagacie...
- Nie ma sprawy. Od czego są przyjaciele... - nagle w pokoju rozbrzmiał dzwonek, dzwoniącej komórki:
- Och! Moja bunia dzwoni! - dziewczyna wskoczyła na scenę i przez przypadek strąciła wiaderko z brudną wodą, które zleciało na moją głowę. Spódniczka przykleiła mi się do nóg, a bluzka do klatki piersiowej:
- Dzięki! - wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać. Przetarłam twarz dłońmi, ale to za wiele nie pomogło - I tak oto awansowałam z konkursu "Miss Mopa 2014" do "Miss mokrego podkoszulka 2014" - gdy Grande wróciła zaczęła mnie przepraszać. I wtedy odezwał sie Avan:
- Sorry, że zmieniam temat...
- Za co jestem ci dozgonnie wdzięczna... -przerwałam mu:
- ale nie lubię starszych pań....
- Czemu?- zdziwiłam się:
- Stoją pod blokiem godzinami, ale jak jedziesz z nimi autobusem to nawet pięciu minut nie ustoją!
- Coś w tym jest.. - mruknął Leon. Reszta tylko przytaknęła twierdząco. Postanowiliśmy wrócić do pracy i wrócić do domu.
***********************************************************************************
Rozdział pojawia się wcześniej, ponieważ jutro jadę na wakacje do babci na parę dni i nwm czy będę mieć tam internet :C A nawet jeśli to będę siedzieć na WIFI w telefonie i za bardzo nic nie napiszę:C
Dziękuję za wasze ostanie komentarze pod ostatnią notką :*
Kocham was!! <3
Marcela ;3






czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 5 - "Los Angeles"

     Na lotnisku ja i moi przyjaciele trzymamy się mocno za ręce. Ciesząc się ostatnimi minutami naszego towarzystwa:
- Obiecuję, że jak tylko będę mogła od razu przylecę was odwiedzić!
- Będziemy się kontaktować codziennie! Od czego jest taki magiczny wynalazek zwany internetem? - Osrick posłał mi pocieszycielki uśmiech:
- A ten jak zwykle się musi wymądrzać.. - mruknęła Jane:
- Nie moja wina, że czasami jesteś strasznie tępa... - Jane kopnęła go w kostkę:
- Aua!
- Ojej! Widzicie! Znów mam ten tick nerwowy... - posłała nam przesłodzony uśmiech. Będzie brakować mi ich tego przekomarzania się. Nagle wywołali mój lot, przytuliłam każdego z nich i odwróciłam się do rodziców. Uściskałam ich mocno bez zbędnych słów pożegnania. Wszystko co mieliśmy sobie powiedzieć, powiedzieliśmy w domu. Skierowałam się w stronę stanowisk odprawy...
      Lot opłynął mi zaskakująco szybko. Myślałam, że będę się nudzić ale większą cześć po prostu przespałam. Gdy wysiadłam z samolotu, odebrałam swoje bagaże i ruszyłam na poszukiwanie kogoś kto miał mnie odebrać z lotniska. Wiem, że przez przez ten czas będę mieszkać z państwem Gillies, którzy mają córkę w moim wieku i chodzi to tej samej szkoły, do której będę uczęszczać.  W pewnym momencie mignęła mi dziewczyna z tabliczką, na której było wypisane moje nazwisko. Ruszyłam w jej stronę:
- Hej! Jestem Victoria Justice... - uśmiechnęłam się:
- Hej! Jestem Elizabeth Gillies, ale mów mi Lizz... - skierowałyśmy się w stronę wyjścia - Na początek mam dla ciebie dobrą wiadomość. Dom mamy dla siebie przez najbliższe dwa miesiace, bo moi rodzice wyjechali opiekować się ciotką która zachorowała. Pomyślałam, że możemy się zaprzyjaźnić! Przecież będziemy razem mieszkać i chodzić to tej samej szkoły...
- Myślę, że może być fajnie... - odparłam całkiem szczerze. Doszłyśmy do samochodu i zapakowałyśmy moje bagaże. Dziewczyna opowiedziała mi co nie co o szkole i nauczycielach. Wspomniała o swoich przyjaciołach, których miałam nie długo poznać. Słucham z zaciekawieniem tego co mówi Lizz, ale  jednocześnie podziwiam widoki. Gdy skręcamy w aleję wysadzaną palmami, podziwiam olbrzymie, wykładane drewnem kolorowe budynki. Jestem ciekawa, czy w którymś z nich będę mieszkać. Tak jak myślałam, Lizz skręciła na jeden z podjazdów. Dom króluje na niedużym wzniesieniu i jest koloru pigwowo-żółtego. Duża weranda od frontu i drewniane belki, wszystko jak na jednym z amerykańskich filmów. Prosto z garażu przechodzimy do kuchni:
- Jesteś głodna?
- Nie bardzo...
- W takim razie, chodź pokażę ci twój pokój... - łapie za jedną z walizek i kieruje się w stronę schodów. Biorę moją drugą walizkę i idę za nią:
- Te drzwi prowadzą do łazienki.. - wskazuje na drzwi po lewej - te do sypialni rodziców -pokazuje kolejne drzwi - tu jest mój pokój - pokazuje kolejne drzwi tym razem po prawej - a tutaj jest twój.. - otwiera drzwi obok. Moim oczom ukazuje się doskonale urządzone wnętrze:
- Jaki śliczny!
- Zostawię cie teraz sama byś mogła się rozpakować i nacieszyć nowym pokojem. Będę obok u siebie... - mrugnęła i wyszła zostawiając mnie samą. Wyciągnęłam telefon i wysłałam esemesa rodzicom i przyjaciołom,że dotarłam bezpiecznie na miejsce.
     Gdy tylko się rozpakowałam, wyszłam z pokoju i zapukałam do drzwi Lizz. Gdy usłyszałam "Wchodź" nacisnęłam klamkę i weszłam do środka:
- Częśc..
- Hej, już skończyłaś? - Lizz posłała ki szeroki uśmiech znad czytanego czasopisma:
- Aha i pomyślałam, że przyjdę pogadać...
- Chodź.. - poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Podeszłam i położyłam się obok - Opowiedz cos o sobie... - poprosiła patrząc na mnie uważnie:
- Hmm.... od czego tu zacząć. W szkole byłam popularna, miałam swoja paczkę i nie dawno rozstałam się z chłopakiem bo przyłapałam go w łóżku z inną...
- Przynajmniej cię nie okradał...
- Co?
- Widzisz. Kilka miesięcy temu chodziłam z pewnym chłopakiem, który rzucił mnie nie podając powodu. Olśnił mnie tylko, że za każdym razem, gdy się bzykaliśmy to mnie okradał...
- Dużo się no wiesz... - zapytałam:
- Tak. Płaciłam za seks więcej niż arabski biznesman! -zachichotałam. Pogadałyśmy jeszcze kilka godzin, po czym wzięłam kąpiel i położyłam się spać.
***********************************************************************************
Wiem, że wyszło do dupy ale nie miałam pomysłu na ten rozdział :C
Mój mózg chyba postanowił zrobić sobie wolne :C
Postaram się by następny był dłuższy i o wiele dużo lepszy!
W zakładce "Bohaterowie" znajdziecie nową bohaterkę :)
Chcę podziękować za wasze ostatnie komentarze! <3
Kocham was!
Marcela ;3